Logo Thing main logo

Ostatnie wpisy

Nota

Zjednoczone Emiraty Arabskie po nawiązaniu stosunków dyplomatycznych z Izraelem

29.11.2021

W sierpniu 2020 roku Zjednoczone Emiraty Arabskie (dalej, ZEA lub Emiraty) przy mediacji Stanów Zjednoczonych zawarły porozumienie z Izraelem. Na mocy tego układu obydwa państwa zobowiązały się do ustanowienia stosunków dyplomatycznych i wzajemnego ustanowienia ambasad. Zatem otwarcie ambasady Izraela w ZEA nastąpiło już w styczniu 2021 roku i pierwszym izraelskim szefem placówki dyplomatycznej został Eitan Naeh. Z kolei w maju 2021 roku zaczęła funkcjonować ambasada ZEA w Tel Awiwie, na czele której stanął ambasador Mohammed al-Chaja. W ten sposób ZEA dołączyły do wąskiego grona państw arabskich, które oficjalnie uznały Izrael. Wcześniej relacje z Izraelem nawiązał Egipt, Jordania i Autonomia Palestyńska. Wraz z ZEA krok taki uczynił Bahrajn, a w ślad za nimi decyzję o uznaniu Izraela podjęło Maroko i Sudan.Należy postawić pytanie – jakie zmiany polityczne zaszły w ZEA i jakie motywacje miał prezydent szejk Chalifa ibn Zaid an-Nahajan i premier rządu Muhammad ibn Raszid al-Maktum, aby zdecydować się na tak kontrowersyjny krok w świecie arabsko-muzułmańskim?Przede wszystkim na początku trzeba wskazać iż zbliżenie izraelsko-emirackie nie pojawiło się nagle i znikąd. Już wiele lat wcześniej Emiraty posiadały nieformalne kontakty z Izraelem o wymiarze handlowo-politycznym. Zatem wydarzenia z 2020 roku zwieńczyły dość długotrwały proces konwergencji dwóch państw w obliczu wspólnych interesów. W zakresie potencjalnych przestrzeni kooperacji czołowym elementem politycznym jest utrzymujące się zagrożenie ze strony Iranu, które stanowi realny dylemat polityczny zarówno dla Izraela, jak i Emiratów. Niewątpliwie był to kluczowy czynnik, który sprawił, że przywódcy Emiratów uświadomili sobie, że nadszedł najwyższy czas, aby Izrael mógł z politycznego wroga stać się ważnym partnerem.Ustanowienie stosunków dyplomatycznych pociągnęło za sobą oficjalne kontakty na najwyższym szczeblu. W czerwcu 2021 roku z pierwszą i zarazem historyczną wizytą do Dubaju udał się izraelski minister spraw zagranicznych Yair Lapid. W odpowiedzi minister spraw zagranicznych ZEA Szejk Abdullah ibn Zaid an-Nahajan zapowiedział w najbliższym czasie swoją wizytę w Izraelu.W ramach politycznego wymiaru współpracy z Izraelem, ZEA na drugim biegunie radyklanie osłabły relacje Emiratów z Autonomia Palestyńską. Stanowiło to naturalna konsekwencje rzeczy i doprowadziło, że Palestyńczycy wycofali swojego ambasadora z Emiratów. Z kolei rząd ZEA przestał praktycznie całkowicie finansować fundusze na rzecz Palestyńczyków, a co warto podkreślić, przez wiele lat pozostawał głównym ich donatorem. Jednak kalkulacje polityczne ze strony ZEA wzięły górę nad zasadnością wspierania Palestyńczyków, których władze ZEA nigdy nie traktowały po partnersku.Poza czynnikiem politycznym, który determinował zbliżenie ZEA z Izraelem, trzeba podkreślić gospodarczy wymiar nawiązania stosunków dyplomatycznych. Izrael na rynku Emiratów ma niezwykle dużo do zaoferowania, z kolei ZEA dysponują środkami, aby wzajemne stosunki gospodarcze dynamicznie się rozwijały. Na obecnym etapie wymiana handlowa pomiędzy obydwoma państwami jest szacowana na ok. 600 – 700 mln USD. Jednak perspektywy rozwoju bilateralnych stosunków gospodarczych są oszałamiające. Według zapowiedzi ministerstwa gospodarki Emiratów przez następną dekadę skala obrotów handlowych i wzajemnych inwestycji ma sięgnąć nawet 1 tryliona USD. Wszystko miałoby się zrealizować za sprawą miliardowych inwestycji, jakich Emiraty oczekują w związku z otwarciem przestrzeni gospodarczej Izraela dla inwestorów z ZEA oraz otwarcia swojego rynku na inwestycje izraelskie. Na rzecz tych działań Emiraty utworzyły specjalny fundusz inwestycyjny o wysokości 10 mln USD z wyłącznym przeznaczeniem do realizacji inwestycji w Izraelu.Płaszczyzny współpracy są różnorodne. Przede wszystkim jest to kooperacja w zakresie technologii wojskowych i uzbrojenia. W tym zawiera się również przyzwolenie Izraela na zakup przez ZEA najnowszego sprzętu wojskowego od USA takiego jak myśliwce F-35. Ponadto ZEA wiążą duże nadzieje w pozyskiwaniu izraelskich technologii i rozwiązań w dziedzinie biotechnologii i medycyny oraz w zakresie współpracy naukowo-badawczej.Zawarcie porozumienia ZEA z Izraelem wywołało oburzenie w świecie arabsko-muzułmańskim. Wskazywano, że prezydent i szef rządu ZEA podjęli w 2020 roku tę kontrowersyjna decyzję bez konsultacji na poziomie federalnym. Krok ten potępiali politycy i znani artyści z tego regionu. Podpisywano listy potępiające rząd Emiratów (oraz Bahrajnu, który też nawiązał stosunki dyplomatyczne z Izraelem) i sprzeniewierzenie się sprawie palestyńskiej. W Emiratach obywatele wyrażali się niejednoznacznie o zawarciu porozumienia z Izraelem. Według danych zaprezentowanych przez Washington Institute for Near East Policy aż 47% obywateli ZEA popierało, bądź umiarkowanie popierało decyzję rządu. Ponad połowa wyrażała swój sprzeciw i krytycyzm. Mimo wszystko ta nad wyraz pozytywna reakcja obywateli ZEA w tej kwestii mogła również wiązać się z niechęcią i obawą krytykowania własnego rządu i w konsekwencji zwykłym uznaniem, że skoro rząd podjął taką decyzję to musiało za tym stać racjonalne uzasadnienie.Zdjęcie: "Skyscrapers in Dubai, United Arab Emirates" by alekskai52 is licensed under CC BY-NC-ND 2.0

Nota

Wybory Parlamentarne w Iraku w 2021 roku. Ruch Sadrystowski w obliczu przejęcia władzy

10.11.2021

Na przełomie 2019 i 2020 roku rozpoczęły się w Iraku zmasowane protesty społeczne. Wybuchły one w Bagdadzie i szybko rozprzestrzeniły się na inne miasta w kraju, szczególnie w zamieszkiwanej przez szyitów południowej części Iraku. Głównym powodem demonstracji były czynniki ekonomiczno-społeczne, czyli olbrzymie bezrobocie, nieregularne dostawy prądu i wody pitnej. Z czasem protesty przyjęły wymiar polityczny i demonstranci zaczęli się domagać ustąpienia rządu i rozwiązania parlamentu. Krytykowano również polityczne podporządkowanie się rządu irackiego zarówno USA, jak i Iranowi, które to na terytorium Iraku zaczęły realizować walkę o wpływy w tym państwie. Siły rządowe brutalnie rozprawiały się z demonstrantami, w wyniku czego niejednokrotnie w starciach ginęli protestujący. Do chwili obecnej w protestach śmierć poniosło prawie 700 osób, a ponad 20 tys. zostało rannych.Długotrwałe i tragiczne w skutkach protesty przyczyniły się do zapowiedzi wcześniejszych wyborów parlamentarnych, które miały odbyć się dopiero w 2022 roku. Pierwotnie termin przyspieszonych wyborów przewidziano na czerwiec 2021 roku, jednak z uwagi na problemy organizacyjne, wybory zostały wyznaczone na październik 2021 roku. Były to już piąte wybory parlamentarne, które odbyły się od czasu upadku rządów Saddama Husajna w 2003 roku. Październikowe wybory odbywały się już według zmienionej ordynacji wyborczej. Wprowadzono zasadę pojedynczego głosu nieprzechodniego, w ramach którego wyborca oddaje tylko jeden głos na swojego kandydata. We wcześniejszych wyborach stosowano ordynację proporcjonalną, a głosy były przeliczane metodą Sainte-Laguë.Przed samymi wyborami dochodziło do licznych napięć politycznych. Lider Ruchu Sadrystowskiego (At-Tajjar as-Sadri), jednego z głównych ugrupowań politycznych na irackiej scenie politycznej Muktada as-Sadr zapowiadał bojkot wyborów z uwagi na brak wiary, że wybory mogą odbyć się w uczciwy i transparentny sposób. Zapowiedzi szyickiego duchownego Muktady były o tyle zaskakujące, że wiadomo było, iż jego ugrupowanie akurat mogło liczyć na duże poparcie w wyborach. Należało to raczej odczytywać jako przedwyborczą grę polityczną na rzecz uzyskania jeszcze większego poparcia ze strony wyborców i tak już zmęczonych niewydolnym system instytucjonalnym państwa irackiego. Podobnie zachowywała się Iracka Partia Komunistyczna (al-Hizb asz-Sziju’i al-Iraki - IPK), która również nie dając wiary w uczciwie przeprowadzone wybory, zapowiadała bojkot wyborów. Tu jednak intersującym faktem było to, że IPK razem z Ruchem Sadrystowskim startowała w wyborach w 2018 roku w koalicji o nazwie Sojusz w kierunku Reform (Tahaluf Sa’irun li-Aslah) określany w skrócie jako „Sa’irun”.Wybory odbyły się 10 października 2021 roku. Uprawnionych do głosowania było ok. 25 mln obywateli spośród ok. 38 mln. 650 tys. populacji całego państwa. Z kolei w wyborach do 329 osobowego jednoizbowego parlamentu irackiego o nazwie Rada Reprezentantów (Madżlis an-Nuwwab al-Iraki) startowało 3249 kandydatów, którzy reprezentowali 21 koalicji i aż 109 partii politycznych. Wartą uwagi informacją jest to, że w wyborach tych zastosowano nowoczesny system informatyczny, który zapewnia większa uczciwość i przejrzystość oraz znacznie przyspiesza liczenie głosów.Najwyższa Komisja Wyborcza ogłosiła, że frekwencja wyborcza sięgnęła 43%, co odpowiadało ponad 9 mln wyborców uprawnionych do głosowania. W obliczu społecznej dezaprobaty wobec działania instytucji politycznych w Iraku dość niska frekwencja nie powinna dziwić. Pomimo zapowiedzi o przejrzystości i uczciwości wyborów społeczeństwo było już mocno zmęczone obietnicami bez pokrycia ze strony polityków i pogarszającą się sytuacją ekonomiczno-społeczną w kraju. Najwyższa frekwencja wyborcza (54%) wystąpiła w prowincji Dahuk, która wchodzi w skład Kurdyjskiego Regionu Autonomicznego. Stosunkowo niska frekwencja miała miejsce w okręgach wyborczych w Bagdadzie (powyżej 30%).Wstępne wyniki wyborów zostały ogłoszone 16 października przez Najwyższą Komisję Wyborczą, aczkolwiek nie zostały jeszcze potwierdzone, bowiem musi to uczynić Iracki Federalny Sąd Najwyższy. Wybory wygrał, tak jak przewidywano, Ruch Sadrystowski zdobywając 73 miejsca, co przekładało się ok. 22% miejsc w irackim parlamencie. Na drugim miejscu uplasowała się zsekularyzowana i wzywająca do utworzenia nowoczesnego państwa Partia Postępu (Hizb at-Takadum), która uzyskała 37 miejsc. Tuż za nią uplasowała się szyicka koalicja Państwa Prawa (Ittilaf Daulat al-Kanun) kierowana przez byłego premiera Iraku Nuriego al-Malikiego, która zdobyła 34 miejsca i Demokratyczna Partia Kurdystanu (Partiya Demokrat a Kurdistanê) na czele, której stoi Masud Barzani, z 33 miejscami w parlamencie.Nie obyło się bez powyborczych kontrowersji. Do Najwyższej Komisji Wyborczej skierowano ponad 1300 skarg wskazujących nieprawidłowości i oszustwa wyborcze. Po wstępnym zapoznaniu się ze skargami Komisja odrzuciła większość z nich, powołując się przy tym na brak dowodów. O losach tych, które nie zostały odrzucone, zadecyduje Iracki Federalny Sąd Najwyższy.Wygrana Ruchu Sadrystowskiego w wyborach nasuwa pytanie o uformowanie się rządu. Muktada as-Sadr niebawem ogłosi, kto stanie na czele rządu, jednak nie mając większości w parlamencie Ruch Sadrystowski będzie zmuszony do uformowania koalicji rządzącej.Z kolei Stany Zjednoczone wierzą, że uda się po wyborach utrzymać dobre relacje pomiędzy USA i Irakiem i skłaniają się do decyzji rządu irackiego, aby do końca grudnia 2021 roku Irak opuściło ostatnie 2,5 tys. amerykańskich żołnierzy. Iran może okazać się przegranym tych wyborów, bowiem szyickie ugrupowania powiązane z Iranem uzyskały nieznaczną liczbę mandatów lub wcale nie weszły do parlamentu. Wszystko jednak zależy od kształtu koalicji rządzącej. Zatem przyszłość polityczna Iraku wyjaśni się w najbliższych tygodniach.Zdjęcie: C.C. 4.0 via Wikimedia Commons

Nota

Następca tronu Arabii Saudyjskiej – Mohammed bin Salman: reformator czy cyniczny i bezwzględny polityk?

13.11.2020

W marcu 2020 roku z polecenia następcy tronu Mohammeda bin Salmana (nazywanego również w skrócie MBS) zostali aresztowani dwaj wpływowi członkowie rodziny królewskiej – jego brat książę Ahmed bin Abdelaziz i minister spraw wewnętrznych Mohammed bin Najef. Wydarzenie to, jak podaje Al-Dżazira było krokiem w kierunku konsolidacji władzy przez Mohammeda bin Salmana i sprawnym wyeliminowaniem dwóch największych rywali. Wprawdzie w kuluarach polityki saudyjskiej mówiło się, że zdecydowane działania Mohammeda bin Salmana przeciwko dwóm wpływowym osobom z rodziny królewskiej wynikały ze spisku, którego celem było odsunięcie Mohammeda od władzy. Wersja ta nie została jednak potwierdzona. Nie zmienia to faktu, ze cała akcja była skuteczną demonstracją siły ze strony następcy tronu.Arabia Saudyjska jest monarchią dziedziczną, w której władzę królewską sprawuje od początku istnienia państwa dynastia Saudów. Obecny król Salman bin Abdelaziz as-Saud jest synem króla założyciela państwa Abdelaziza bin Rahmana as-Sauda. Z uwagi na wiek Salmana (85 lat) faktyczną władzę sprawuje następca tronu – 35 letni Mohammed bin Salman as-Saud.W ostatnich latach pojawiło się wiele informacji na temat „pro-liberalnych” zamierzeń, prezentowanych przez następcę tronu, który także pełni urząd wicepremiera oraz ministra obrony Arabii Saudyjskiej. Z tego powodu szybko przylgnęła do niego etykieta „reformatora”. Czy jednak faktycznie można go określać takim mianem?Pierwotnie tak mogło się wydawać. Zwłaszcza kiedy Mohammed bin Salman zapowiadał liczne reformy ustrojowe i nawet widział Arabię Saudyjską, jako państwo otwarte na turystów z rozbudowaną siecią kurortów nad Morzem Czerwonym. Mówił o liberalizacji praw kobiet, w tym o przyznaniu im prawa do prowadzenia samochodów oraz wskazywał na realną potrzebę dywersyfikacji ekonomii Arabii Saudyjskiej. Przede wszystkim ogłosił ambitny projekt transformacji państwa pt. Wizja 2030, zakładający odejście od uzależnienia od sprzedaży ropy naftowej czy znacznie większy udział kobiet na rynku pracy.Wszystkie te hasła zyskały mu poklask międzynarodowej opinii publicznej i tchnęły odrobinę wiary w możliwą przemianę Arabii Saudyjskiej z jednego z najbardziej konserwatywnych państw na świecie w państwo o wizerunku progresywnym.Faktem jest, że obecnie kobiety w Arabii Saudyjskiej mogą już prowadzić samodzielnie samochody aczkolwiek warto przy tej okazji wspomnieć, że tuż przed wprowadzeniem tego prawa do aresztu trafili najwięksi inicjatorzy protestów na rzecz praw kobiet. Mohammed bin Salman wyjaśniał wówczas, że aresztowanie głównych inicjatorów protestów nie miało związku z prawami kobiet, a odnosiło się do uzasadnionych podejrzeń wobec nich o współpracę z wywiadami obcych państw. W takich okolicznościach przyznanie kobietom prawa do prowadzenia pojazdów trudno było uznać za przejaw hojnego liberalizmu przyszłego monarchy.Co więcej, polityka Mohammeda bin Salmana jest mocno obciążona krwawymi działaniami. Na pierwszym miejscu pojawia się tu zabójstwo antyrządowego dziennikarza saudyjskiego Dżamala Chaszukdżiego w 2018 roku. Okoliczności i miejsce zabójstwa dziennikarza wywołały wstrząs wśród opinii publicznej na całym świecie, co bezpośrednio uderzyło w wizerunek medialny Mohammeda bin Salmana. Chaszukdżi został zamordowany w konsulacie Arabii Saudyjskiej w Stambule przez agentów tego państwa. Początkowo władze Arabii Saudyjskiej milczały i odrzucały oskarżenia o kierowanie działaniami swoich agentów. Jednak wszystkie drogi prowadziły do następcy tronu Mohammada bin Salmana, zwłaszcza po tym jak dziennikarze weszli w posiadanie nagrania, w którym następca tronu kazał wyeliminować Chaszukdżiego.Kolejna kwestia mocno obciążająca wizerunkowo Mohammeda bin Salmana to wojna w Jemenie i polityczno-militarne zaangażowanie Arabii Saudyjskiej w ten konflikt. Nie od dziś wiadomo, że wieloletni konflikt zbrojny w Jemenie stanowi „poligon” w rywalizacji saudyjsko-irańskiej. Jednak to Saudyjczycy, jako bezpośredni sąsiad wkroczyli zbrojnie swoją armią do Jemenu. Podczas interwencji saudyjskiej siły powietrzne tego państwa wielokrotnie przeprowadzały zmasowane ataki na cele szyickich rebeliantów al-Husi. W rezultacie tego śmierć poniosły tysiące cywilów, za co organizacje międzynarodowe oskarżały rząd Arabii Saudyjskiej. Ujawnił się wtedy skrajny cynizm saudyjskiego następcy tronu, który jak podawała „al-Dżazira” w uzasadnieniu saudyjskich działań militarnych w Jemenie wskazywał, że „w każdej operacji wojskowej pomyłki się zdarzają i oczywiście wszelkie pomyłki wynikające z działań Arabii Saudyjskiej i jej koalicjantów były niezamierzone”.Innym, ale ważnym z punktu widzenia praktyki działań przyszłego władcy Arabii Saudyjskiej wydarzeniem, obciążającym jego wizerunek było zatrzymanie w 2017 roku ówczesnego premiera Libanu Saada Harieriego przybywającego z wizytą do Rijadu i zmuszenie go do ogłoszenia dymisji ze stanowiska premiera tego państwa. Kuriozalna i zarazem wstrząsająca sytuacja odbiła się wielkim echem na świecie i w samym Libanie, gdzie przeciwnicy rządu saudyjskiego, cytując stację „al-Dżazira”, uznali to za zwykłe uprowadzenie. Hariri po dwóch tygodniach powrócił do Libanu w wyniku mediacji prezydenta Francji Emmanuela Macrona. Za głównego inspiratora przetrzymywania premiera Libanu w Rijadzie uznawano następcę tronu Arabii Saudyjskiej.Wracając do aresztowań dwóch wysoko postawionych przedstawicieli rodu królewskiego w marcu 2020 roku, należy pamiętać, że prawdziwa czystka wśród elit saudyjskich została przeprowadzona jeszcze w 2017 roku, kiedy to na polecenie Mohammada bin Salmana służby państwowe dokonały aresztowań kilkuset wpływowych osób spośród bogatych rodzin saudyjskich, m.in. miliardera księcia Alwalida bin Talala. Pretekstem była walka z korupcją, aczkolwiek oczywistym jest, iż zamysłem następcy tronu było ograniczenie wpływów potencjalnych przeciwników i umocnienie swojej pozycji w państwie.

Nota

Jemen: Porozumienie z Rijadu a stan upadku państwa

31.10.2020

W dniu 5 listopada 2019 roku w Rijadzie pod patronatem Arabii Saudyjskiej doszło do zawarcia porozumienia pomiędzy rządem uznawanego na arenie międzynarodowej prezydenta Abd Rabbuha Mansura Hadiego a Południową Radą Przejściową (PRP), organizację która wyłoniła się z secesjonistycznego Ruchu Południa wzywającego do odłączenia Jemenu Południowego i utworzenia niezależnego państwa. Założenia porozumienia dotyczyły przywrócenia władzy rządowej na obszarze jemeńskiego południa wraz z uwzględnieniem przedstawicieli PRP i odrzucenie przez PRP aspiracji secesjonistycznych. Wydawało się, że porozumienie to pozwoli na stopniowe przywrócenie rządowej kontroli nad Jemenem, szczególnie w odniesieniu do rebeliantów al-Husi z północy kraju. Jednak kilka miesięcy po zawarciu układu w Rijadzie pojawiły się poważne napięcia pomiędzy PRP a prezydentem Hadim i w rezultacie, jak podawała Al-Dżazira, już w kwietniu PRP ogłosiła, że wycofuje się ze wspólnych ustaleń i przejmuje samodzielną kontrolę nad kilkoma południowymi prowincjami, podkreślając przy tym, że tak naprawdę ów porozumienie ze stolicy Arabii Saudyjskiej nigdy w pełni nie weszło w życie. PRP w swoich działaniach jest przez cały czas wspierane przez Zjednoczone Emiraty Arabskie, co tez pokazuje daleko idącą polaryzację pomiędzy państwami arabskimi w kwestii Jemenu. Sytuacja znacznie utrudniła Hadiemu i jego rządowi podjęcie działań w walce z rebeliantami al-Husi, co pokazało, że wszelkie ustalenia pomiędzy stronami skonfliktowanymi w Jemenie są bardzo niepewne i raczej krótkotrwałe.*Jemen jest jednym z najbardziej niestabilnych państw na świecie. Przyczyniły się do tego długotrwałe wojny – najpierw pomiędzy rebeliantami z klanu al-Husi a rządem, następnie „arabska wiosna”, która przyspieszyła koniec wieloletnich rządów prezydenta Alego Abdullaha Saliha i wybuch kolejnej wojny w 2015 roku, w wyniku której utrwalił się „system dwuwładzy” w państwie. Państwo to jest w dalszym ciągu ogarnięte wojną pomiędzy zwolennikami wybranego w 2012 roku prezydenta Hadiego i wiernym mu siłom wojskowym, a ruchem al-Husi zrzeszającym zbuntowane plemiona szyickie z północy kraju i działającym w południowych prowincjach kraju dżihadystom powiązanym z al-Ka’idą.Wieloletni konflikt w Jemenie umożliwił zaangażowanie stron zewnętrznych. Rebeliantów szyickich ściśle wspiera Iran i libański Hezbollah. Z kolei najpierw prezydent Salih a później prezydent Hadi jest popierany przez Arabię Saudyjską i większość arabskich państw Zatoki Perskiej. Zresztą w marcu 2015 roku koalicja militarna pod przywództwem Arabii Saudyjskiej rozpoczęła interwencję zbrojną w Jemenie wymierzoną w rebeliantów, tak aby przywrócić w kraju pełnię władzy prezydentowi Hadiemu. Działanie to nie zakończyło się jednak sukcesem. Rozejm z 2018 roku, jak i ten z grudnia 2019 roku nie ustabilizował sytuacji i Jemen w dalszym ciągu pozostaje ogarnięty konfliktem.Prezydent Hadi jest wciąż uznawany przez społeczność międzynarodową za legalną władzę w Jemenie (wygrał wybory prezydenckie w 2012 roku jako jedyny startujący w nich kandydat), pomimo tego, że kulisy jego dojścia do władzy nie były jednoznaczne. Z kolei utworzona w 2015 roku po zdobyciu stolicy Sany przez rebeliantów al-Husi – Rada Rewolucyjna, na czele której stanął Mohammed Ali al-Husi, nie zyskała uznania międzynarodowego. W obecnej sytuacja utrwaleniu ulega system dwuwładzy, która jest sprawowana przez obydwie strony wyłącznie na kontrolowanych przez siebie obszarach. Z uwagi na stan wojny nie ma ani obecnie, ani w najbliższej przyszłości żadnej możliwości przeprowadzenia w Jemenie wyborów prezydenckich czy parlamentarnych. Pojawia się zatem trudne do odpowiedzi pytanie o przyszłą legitymizację władzy w Jemenie w odniesieniu przede wszystkim do potencjalnego następcy prezydenta Hadiego. Kwestia ta jest o tyle istotna, bowiem zgodnie z Konstytucją Jemenu prezydent ma niezwykle szerokie prerogatywy w zakresie władzy wykonawczej – m.in. mianuje swoich zastępców, powołuje premiera i wysoko postawionych dowódców wojskowych.Toczące się wojny zepchnęły Jemen w kompletną zapaść ekonomiczną, ubóstwo, dewastację infrastruktury i postępujący kryzys humanitarny. Jemen zawsze w porównaniu z bogatymi monarchiami Półwyspu Arabskiego wyglądał jak ubogi krewny i nie pasował do naftowego towarzystwa. Jednak długotrwałe wojny spowodowały, że obecnie państwo to jest jednym z najbiedniejszych krajów na świecie. Według ONZ, jeśli wojna w Jemenie potrwa do 2022 roku, będzie on najbiedniejszym państwem na świecie z 79% swojej populacji żyjącej poniżej poziomu ubóstwa, z czego 65% będzie znajdować się w skrajnym ubóstwie.Z kolei według szacunków The Armed Conflict Location & Event Data Project (ACLED) od 2014 roku w wyniku konfliktów w Jemenie śmierć poniosło 112 tys. ludzi, w tym 12 tys. 600 stanowiły ofiary wśród ludności cywilnej. W samym tylko 2019 roku śmierć poniosło 25 tys. osób. Ponadto w efekcie głębokiego kryzysu humanitarnego i braku dostępu do wody pitnej oraz zniszczonych sieci kanalizacyjnych w Jemenie wybuchła epidemia cholery, która od 2016 roku spowodowała śmierć prawie 4 tys. osób, w tym głównie dzieci.Intensywna skala terroryzmu jest jednym z dotkliwszych dla społeczeństwa Jemenu następstw niestabilności państwa i długotrwałych konfliktów. Dla różnej maści terrorystów ogarnięty wojną Jemen jest bardzo dogodnym obszarem do prowadzenia działań zbrojnych i nieskrępowanego funkcjonowania. Od wielu lat aktywnie działa tam al-Ka’ida, a od kilku lat niezwykle aktywną organizacją jest Ansar Allah, sprzymierzona z rebeliantami al-Husi.Na podstawie niezwykle wnikliwego opracowania Global Terrorism Index (GTI) z 2019 roku, Jemen znajduje się w ścisłej czołówce państw na świecie zagrożonych terroryzmem. W rankingu GTI za rok 2018 Jemen plasuje się w pierwszej dziesiątce państw i zajmuje ósmą pozycję. W 2018 roku w tym państwie miało miejsce 227 ataków terrorystycznych, a ponad 40% z nich było wymierzonych w ludność cywilną i miejsca publiczne. Warto też dodać, że w przedziale lat 2001-2018 w wyniku ataków terrorystycznych w Jemenie śmierć poniosło 4934 osoby.

Nota

Druga kadencja prezydenta Ashrafa Ghaniego. Szansa na pokój w Afganistanie?

29.10.2020

W dniu 28 września 2019 roku odbyły się w Afganistanie wybory prezydenckie, w których startowało aż 18 kandydatów. Z uwagi na liczne protesty zgłaszane przez kandydatów, wstępne wyniki ogłoszono dopiero 22 grudnia 2019 roku. Jednak na ostateczne wyniki trzeba było poczekać jeszcze dwa miesiące. Niezależna Komisja Wyborcza ogłosiła je dopiero 18 lutego 2020 roku. Wybory wygrał urzędujący od 2014 roku prezydent – Ashraf Ghani, który uzyskał 50,64% głosów.Jednak główny rywal Ghaniego, były premier Abdullah Abdullah nie uznał wyników wyborów i stworzył konkurencyjny wobec urzędującego prezydenta ośrodek władzy. Pojawiło się wtedy zagrożenie dla kontynuacji planu pokojowego ustalonego pomiędzy USA i Talibami w Katarze. Kuriozalny czas „dwuwładzy” udało się zakończyć w maju 2020 roku, m.in. dzięki mediacji byłego prezydenta Hamida Karzaja. Ghani i Abdullah osiągnęli porozumienie i ten drugi został przewodniczącym Wysokiej Rady ds. Pojednania Narodowego, co równoważyło się z objęciem kluczowego stanowiska w prowadzeniu rozmów z Talibami. Ponadto Abdullah otrzymał prawo do desygnowania połowy gabinetu rządowego tworzonego przez prezydenta Ghaniego (w systemie politycznym Afganistanu na czele rządu stoi prezydent).Rozmowy rządu z Talibami paradoksalnie pogorszyły się po tym, jak USA zapowiedziały wycofanie swoich wojsk do końca 2020 roku. Nie pomogło też zwolnienie przez rząd ok. 5000 tysięcy Talibów przetrzymywanych w więzieniach (Talibowie zwolnili około tysiąca żołnierzy sił rządowych). Ataki Talibów nasilały się i przybrały dużą skalę szczególnie w lipcu 2020 roku. Dopiero we wrześniu przedstawiciele rządu afgańskiego i Talibów spotkali się w stolicy Kataru – Doha. Jak podawała Al-Dżazira, było to pierwsze spotkanie tych skonfliktowanych stron od ponad dwóch dekad trwającej wojny, w której śmierć poniosło 160 tys. osób.Zapowiedzi na spotkaniu w Katarze były niezwykle górnolotne. W planach znalazło się ustalenie warunków permanentnego rozejmu i omówienie politycznej przyszłości Afganistanu. Jednak trudno było po tym historycznym spotkaniu od razu spodziewać się daleko idących rezultatów. Raczej miało ono charakter wprowadzający tak, aby można było podjąć w najbliższym czasie kolejne kroki ku opracowaniu następnych etapów wspólnych negocjacji. Patetyczny charakter spotkania potwierdzały wypowiedzi reprezentantów stron. Wiceszef Talibów Mułła Abdul Ghani Beradar, jak relacjonowała Al-Dżazira, na spotkaniu zapowiedział, że „my [Talibowie] chcemy, aby Afganistan był niezależnym, rozwiniętym krajem lecz powinien zaadoptować system muzułmański, w którym wszyscy obywatele mieliby swoje miejsce”. Z kolei przedstawiciel rządu Abdullah podkreślał, że wierzy, „jeśli strony podadzą sobie ręce i uczciwie będą pracować na rzecz pokoju to skończą się ciągle trwające w Afganistanie nieszczęścia”.Droga do pokoju jest jednak bardzo daleka. Talibowie mają twarde żądania. Cytując analizę Observer Research Foundation, mułła Fazel Mazlum, który wypowiadał się w imieniu Talibów wskazywał, że przyszły przywódca Afganistanu powinien wywodzić się z ich szeregów i nie ma dla ustroju politycznego Afganistanu innej opcji niż prawo szariatu.Z kolei, jak podaje Lyse Doucet z BBC News, w odniesieniu do postawy prezydenta Ghaniego pojawiają się głosy, iż zależy mu na przeczekaniu kilku miesięcy przy negocjacjach, aby po rozstrzygnięciu wyborów prezydenckich w USA, ewentualny następca Donalda Trumpa (jeśli nie zostanie on ponownie wybrany) udzielił mu większego wsparcia niż urzędujący prezydent USA. Obawy wśród zwykłych Afgańczyków, jak i osób zorientowanych wokół rządu budzi również fakt, iż Talibowie nie odeszli za bardzo od swoich fundamentalnych kwestii, jakie były obecne w czasie ich rządów w Afganistanie jeszcze w latach 90. ubiegłego stulecia. Żądanie Talibów, iż Afganistan miałby być ustrojem opartym na prawie muzułmańskim oznacza, że ustrój ten byłby „znacznie bardziej muzułmański” w porównaniu do Islamskiej Republiki Afganistanu, która istnieje obecnie.Z pewnością spotkanie przedstawicieli rządu afgańskiego i Talibów w Katarze ma wymiar historyczny i stanowi kamień milowy we wzajemnych relacjach afgańskich. Trudno jednak zakładać optymistyczny scenariusz w stosunku do państwa, które jest zniszczone i rozdarte przez długoletnie konflikty. Trudność w porozumieniu stanowi też charakterystyczna dla Afganistanu mozaika religijno-etniczną (Talibowie wywodzący się z głównie z plemienia Pasztunów stanowią większość. Pozostałe grupy etniczne to m.in. Tadżycy, Uzbecy, Hazarowie, Turkmeni czy Beludżowie). Dopiero uwzględnienie praw wszelkich mniejszości, szczególnie przez Talibów może świadczyć o ich przemianie na rzecz budowania wspólnej państwowości Afganistanu.

Nota

Szyiccy liderzy polityczni nie chcą Amerykanów w Iraku

26.10.2020

W styczniu 2020 roku w Bagdadzie odbyły się wielotysięczne marsze i demonstracje, inspirowane przez szyickiego lidera Muktadę as-Sadra, wzywające do całkowitego wycofania się sił amerykańskich z Iraku. Za czasów prezydenta Barracka Obamy Stany Zjednoczone zakończyły już udział wojskowy w Iraku wycofując swoje wojska z tego państwa w 2011 roku. Jednak pojawienie się i intensywna aktywność terrorystyczna Państwa Islamskiego skłoniła rząd amerykański, aby ponownie wysłać do Iraku swoich żołnierzy. Upadek Państwa Islamskiego znów wywołał polityczne zamieszanie wokół obecności wojsk USA w tym państwie.Co skłoniło Irakijczyków do marszów i protestów przeciwko obecności USA? Przede wszystkim wstrząsem dla części społeczeństwa irackiego, w tym szczególnie szyitów było zorganizowanie 3 stycznia 2020 roku przez USA śmiertelnego zamachu na irańskiego generała Ghassema Solejmaniego – przywódcę jednostki specjalnej (al-Quds), funkcjonującej w ramach irańskiego Korpusu Strażników Rewolucji, która prowadziła walkę z Państwem Islamskim. Wraz z Solejmanim życie w zamachu stracił Abu Mahdi al-Muhandis, sekretarz generalny Brygad Hezbollahu – irackiej militarnej organizacji szyickiej.Szczególnie przeciwni obecności wojsk USA są iraccy szyici, którzy stanowią większość w Iraku liczącą sobie ok. 65%. i znaczna ich część sympatyzuje z Iranem oraz wyraża stanowisko jawnie antyamerykańskie. Wśród irackich szyitów największym poparciem cieszy się Muktada as-Sadr, lider Ruchu Sadrystowskiego i jednocześnie jeden z liderów koalicji Naprzód (Sa’airun), która uzyskała najlepszy wynik w ostatnich wyborach parlamentarnych w 2018 roku. Obecnie posiada ona 54 miejsca w 329 osobowym parlamencie (Madżlis an-Nuwwab). Również Hadi al-Amiri, lider szyickiej Organizacji Badr (Munazzama Badr) popierał protesty w Bagdadzie. On z kolei jest zaciekłym wrogiem USA i deklaruje silne stanowisko proirańskie.W związku z zamachem z 3 stycznia i zmasowanymi protestami w Bagdadzie na wniosek ówczesnego premiera Iraku Abdula Mahdiego, parlament iracki przyjął uchwałę wzywającą rząd do podjęcia działań zmuszających wszystkie obce siły wojskowe do opuszczenia terytorium Iraku. Było to skierowane w zasadzie tylko wobec 5200 żołnierzy USA stacjonujących wtedy w Iraku. Jak podawała „Al-Dżazira” decyzja parlamentu stanowiła wyprzedzenie żądań szyickich środowisk sympatyzujących z Iranem, które wcześniej czy później zaczęłyby intensywnie domagać się takiego działania.Szyickie środowiska polityczne jednak nie były usatysfakcjonowane takim rozwiązaniem. Muktada as- Sadr uznał działania parlamentu za mocno ograniczone. Cytując stację „al-Dżazira”, uznał on, że ów uchwała parlamentu jest niewystarczająca wobec pogwałcenia przez USA irackiej suwerenności i z uwagi na sam fakt eskalacji konfliktu Stanów Zjednoczonych z Iranem po zabójstwie Solejmaniego i al-Muhandisa. W liście do zgromadzenia parlamentarnego as-Sadr wskazał, że rząd iracki powinien podjąć dalsze kroki związane z ograniczeniem politycznego oddziaływania USA w Iraku, w tym: wypowiedzenie iracko-amerykańskiego układu dotyczącego bezpieczeństwa, zamknięcia ambasady USA w Bagdadzie i potępienia rozmów ze strony władz irackich z rządem USA. Żądania te wydawały się ekstremalne, aczkolwiek pokazywały mocną pozycję szyickich liderów w przestrzeni politycznej Iraku i ich daleko idące antyamerykańskie stanowisko.Należy przy tym podkreślić, jak wskazuje Arwa Ibrahim z al-Dżazira, że nie wszyscy Irakijczycy byli zadowoleni z uchwały z 5 stycznia 2020 roku. Wielu Kurdów i sunnickich Arabów zbojkotowało w ten dzień posiedzenie parlamentu. Potwierdzała to wypowiedź Sarkawta Szamsa – kurdyjskiego parlamentarzysty, który według portalu „The World” wskazał, że sam zbojkotował posiedzenie, lecz zaznaczył przy tym, iż Irak potrzebuje pokojowych relacji zarówno ze Stanami Zjednoczonymi, jak i z Iranem. Takich głosów jest znacznie więcej, zwłaszcza wśród środowisk sunnickich Arabów i Kurdów, którzy najzwyczajniej obawiają się dominacji szyickiej w Iraku. Istnieje również duże prawdopodobieństwo, że po całkowitym wycofaniu się wojsk USA, Irak zostanie zdominowany przez Iran, który wyraźnie wspiera społeczności szyickie w tym państwie.USA jednak wcale nie są skłonne utrzymywać rozbudowanego personelu militarnego poza granicami swojego kraju. Jak to Prezydent Donald Trump wielokrotnie zapowiadał już w kampanii przed wyborami w 2020 roku, że Stany Zjednoczone mocno ograniczą liczbę żołnierzy w różnych miejscach na ziemi. W Iraku na początku października 2020 roku, jak informowała agencja Reuters, nastąpiła zapowiadana redukcja żołnierzy amerykańskich z 5200 do ok.3000. Ze strony amerykańskiej redukcję swoich sił zbrojnych w Iraku tłumaczono przede wszystkim osiągnięciem dostatecznej zdolności działania i reagowania przez irackie siły zbrojne. W wypowiedziach amerykańskich wojskowych pojawia się temat zagrożenia w Iraku dla obecności USA. W wypowiedzi dla portalu „Task&Purpose” emerytowany generał armii amerykańskiej Joseph Votel wskazał, że największym zagrożeniem dla obecności USA w Iraku jest Iran i wspierane przez niego irackie milicje szyickie a nie pozostałości radykalnych grup islamskich związanych z Państwem Islamskim.

Nota

Liban: wybuch saletry w porcie zwiastuje początek końca sektarianizmu?

15.10.2020

W dniu 4 sierpnia 2020 roku w porcie w Bejrucie doszło do wielkiej katastrofy, która wisiała w powietrzu od dawna, ale której chyba w tych dniach nikt się nie spodziewał. Wybuch składowanej tam od kilku lat saletry amonowej spowodował śmierć prawie 200 osób, a ponad 6,5 tys. zostało rannych. Zniszczeniu, oprócz samego portu, uległy także znaczne kwartały miasta, w związku z czym około 300 tys. mieszkańców Bejrutu straciło dach nad głową.Wydarzenie to można uznać za „podsumowanie” stanu funkcjonowania Libanu od czasu zakończenia krwawej wojny w tym państwie w 1989 roku i wszelkich prób jego odbudowy, które w efekcie nigdy nie doprowadziły do przywrócenia dawnego blasku Libanowi określanego mianem „Szwajcarii Bliskiego Wschodu”. Składowanie od 2014 roku zarekwirowanej w porcie 2,7 ton saletry amonowej (materiału niezwykle łatwopalnego) w pobliżu miejsc publicznych, hoteli i zabudowań pokazało, że ani rząd, ani poszczególni politycy czy urzędnicy na różnym szczeblu, włącznie z zarządem portu nie wyrażali zainteresowania tykającą w porcie w bombą, a byli skoncentrowani na realizowaniu partykularnych interesów, co w przestrzeni polityczno-administracyjnej Libanu nie jest niczym nowym. Wydarzenia z 4 sierpnia wzmogły demonstracje i protesty społeczne wymierzone w ignorancję rządu i polityków, których społeczeństwo obwiniało za swoje problemy egzystencjalne.Katastrofa w porcie bezpośrednio doprowadziła do dymisji rządu Hassana Diaba i zapowiedzi wcześniejszych wyborów parlamentarnych. W dniu 31 sierpnia premierem został Mustafa Adib – prawnik i dyplomata, były ambasador Libanu w Niemczech, który okazał się nową twarzą libańskiej polityki i otrzymał wraz z rządem szansę na odbudowanie zaufania własnych obywateli. Czy mu się to uda? Odpowiedź wydaje się bardzo skomplikowana.Liban zdecydowanie wymaga zmian systemowych. Trudno o takie w obliczu spetryfikowanego ustroju politycznego i nawarstwiających się problemów ekonomiczno-społecznych. Państwo to jest republiką, charakteryzuje się unikalnym ustrojem politycznym. Z uwagi na rozbudowaną mozaikę religijną (18 oficjalnych wyznań religijnych) w Libanie od początku jego istnienia wdrożono system konfesyjny, który stanowi zalegalizowaną formę sektarianizmu. I tak, prezydentem państwa jest zawsze chrześcijanin-maronita, premierem jest muzułmanin sunnita, zaś przewodniczącym parlamentu jest muzułmanin szyita. System ten od początku państwowości Libanu miał zapewniać sprawiedliwą reprezentację polityczną najważniejszym grupom wyznaniowym. Mankamentem tego systemu było to, że za wyznacznik parytetów przyjmował on powszechny spis ludności, który został przeprowadzony w 1932 roku (!). Wówczas chrześcijanie mieli większość w mandacie libańskim i parytet zostały ustalone w skali 6:5 na korzyść chrześcijan. Parytet ten został zmodyfikowany (podział pół na pół) dopiero w porozumieniu z at-Ta’if w 1989 roku, kończącym wojnę w Libanie. Następnie zmiany te zostały wprowadzone do konstytucji, chociaż do chwili obecnej nigdy nie przeprowadzono tam kolejnego spisu ludności. W rezultacie w 128 osobowym parlamencie (Madżlis an-Nuwwab) połowa miejsc jest zarezerwowana dla chrześcijan, zaś druga połowa dla muzułmanów.Aktualnie szacunki demograficzne wyraźnie wskazują na znaczną przewagę społeczności muzułmańskiej w Libanie (wraz z Druzami – ok. 66% ludności) w stosunku do chrześcijan, których przyjmuje się, że jest ok. 33%. Zatem wyraźnie widać, że chrześcijanie pomimo mniejszej liczebności niż muzułmanie posiadają istotne przywileje w systemie politycznym Libanu. Budzi to sprzeciw m.in. szyitów, którzy czują się w tym systemie niedoreprezentowani i tym samym zmarginalizowani. Z tego powodu część szyitów zamiast libańskiego rządu darzy większą lojalnością polityczno-militarne ugrupowanie Hezbollah („Partia Boga”), które od kilku dekad tworzy strukturę „państwa w państwie”.Sektarianizm i utrwalony system polityczny jest jednak niezwykle newralgicznym tematem. Żadna z partii czy grup religijnych nie jest skłonna podejmować publicznej debaty na ten temat. Protesty społeczne cyklicznie odbywające się w Libanie od 2019 roku wymierzone w skorumpowanych polityków i klientelizm uderzają bezpośrednio w libański sektarianizm, który od dawna już stał się obciążeniem dla całego społeczeństwa i uniemożliwia rozwój Libanu i z roku na rok ciągnie to państwo ku społeczno-politycznej niewydolności i ekonomicznej zapaści. Szczególnie młode pokolenie bierze udział w protestach i deklaruje niechęć do sektarianizmu. Potwierdzają to wyniki badań społecznych w grupie wiekowej 18-35 przeprowadzone w listopadzie i grudniu 2019 roku w miastach Libanu przez Rashad Center for Cultural Governance i Fundację Adyan. Na podstawie tych badań 77% ankietowanych uznało, że w Libanie religia powinna być oddzielona od polityki (państwa), a ponad 85% opowiedziało się za likwidacją parytetów religijnych w polityce i administracji państwowej. Jednak materia spetryfikowanego ustroju politycznego skutecznie opiera się głosowi i dążeniom młodego pokolenia i trudno wskazać, iż nowy rząd poczyni realne kroki ku zmianie istniejącego systemu, który występuje od początku państwowości Libanu.

`